(002) Nikka Costa - Pebble To A Pearl



Gdyby nie fakt, że wcześniej Nikke widziałem, kłóciłbym się, założył o ostatnie zaskórniaki, a nawet zarzekał na wszelkie świętości, że Nikka to... murzynka. A wszystko to zasługa jej niesamowitego głosu, który w ostatnich dniach nie daje, części mojego mózgu odpowiedzialnej za wydzielanie endorfin, odpocząć. Pebble To A Pearl to album soulowy, w każdym znaczeniu tego słowa. Wyćwiczony do perfekcji, niczym układ taneczny z okazji urodzin Kim Dzong Il'a, głos to najsmakowitszy, acz nie jedyny, kąsek na tym albumie. Nikka pokazuje, że równie dobrze czuje się w nowoczesnej stylistyce, neo soulowej, jak i w utworach retro, przypominających dzieła największych soulowych dive. Pozwala jej to pokazać pełnie swoich możliwości, które są naprawdę niezwykłe. Wokalnie, w chórkach, Costę wspiera sam Jamie Lidell.
Kiedy już nacieszymy się głosem Amerykanki możemy zwrócić uwagę na warstwę instrumentalną, która w żaden sposób nie ustępuje poczynaniom wokalistki. Bogactwo na jakie tu trafimy jest oszałamiające - fortepian, gitara akustyczna, bas, trąbka, saksofon, harmonijka, hammond, melotron, wiolonczela, bandżo! oraz coś co zwie się wurlitzer i wygląda niczym organy kościelne w zminiaturyzowanej wersji. Szaleństwo dźwięków. Istna uczta dla uszu.
Całość dopracowano w każdym niemal calu, a różnorodność brzmień poszczególnych utworów nie pozwala ani przez chwilę się znudzić. Tylko słuchać, słuchać, słuchać!

(001) The Super Phonics - Interstellar


Interstellar to 12 niezwykle energetycznych kompozycji, które zmuszą niemalże każde dupsko do ruchu. W wersji dla nieśmiałych i leniwych uruchomią mięśnie karku, które wprawią głowę w rytmiczne kołysanie, nie wywołujące przy tym żadnych objawów choroby morskiej, oraz mięśnie nóg, co w szczególności polecam zastygłym przed monitorem komputera klikaczom, którzy nie chcą, by ich wychudłe łydki siały popłoch i przerażenie w zbliżającym się, coraz większymi krokami, okresie wypoczynkowym.
Niesamowite brzmienie, które uzyskano to połączenie, już niemalże 40 letniego groove'u funkowych gitar oraz rytmów disco, przy których nawet John Travolta dostałby nawrotu gorączki sobotniej nocy, chociaż podobno szczepiony. A wszystko to podlane delikatnym housowym sosem. Dzięki temu liftingowi surowe brzmienie lat 70-tych wciąż wydaje się nie tracić na aktualności.
O całość zadbał trójkąt producencki Glover / Crockett / Glover, który zaprosił do współpracy czołówkę światowych instrumentalistów. Usłyszeć więc można, chociażby tak mało spotykane dźwięki jak te wydawane przez puzon i flet, jak również saksofon, oraz, wysuwające się na pierwszy plan, gitarę i trąbkę. Wokal to przede wszystkim, niezwykle urocza a przy tym utalentowana, Lucy Jules (pani z okładki płyty) + Imaani w utworze 'Give A Little Love'.
Album do tego stopnia dopracowany, że nie potrafię znaleźć choćby jednego słabego w nim punktu. W Polsce niestety, człowiek choćby wzmianki o nim nie uświadczy, więc ja tym bardziej polecam.